środa, 22 czerwca 2011

Piekielni.pl - źli ludzie są wśród nas

Za długo było cicho... Czas coś naskrobać :)

Niestety, Blogspot chyba strajkuje (może mają jakichś Greków w obsłudze?) i nie chce dodawać obrazków. Nie myślcie, że jestem mało kreatywny - próbowałem wyszukać ilustracje na modłę smsów obrazkowych sprzed X lat, ale albo one są totalnie nieczytelne, albo to mnie ktoś pozbawił wyobraźni.

Wakacje zatem! Nareszcie można się nimi cieszyć - bez wyjątku, bez problemu - easy access jednym dwusłowem :)

[pieknaplaza_lazurowemorze_napalmiehamak.jpg]

Niemal niechętnie schodzę ze swojego rajskiego hamaka (zdjęcie powyżej), aby wnieść tu trochę ruchu sieciowego :)

Polubiłem ostatnio niezłą stronę. Stronę, należy dodać, która doskonale opisuje ciemne strony mojej osobowości. Nie wiem jak wy, ale ja mam tak, że często życie zderza mnie z sytuacjami w których krew niemal buzuje w żyłach. Konkretnie? Bywa różnie - wścibski kurier, fatalna kasjerka czy wszędzie-się-wpychające babsko skutecznie wypełniają mnie hormonami stresu.

Porywczy bywam i tyle. Ciężko silić mi się na spokój, często się staram, ale jednak czasem nie do końca perfekcyjnie to wychodzi. I w takiej oto sytuacji trafiłem na Piekielnych, stronę o "ludziach z piekła rodem".

O co się rozchodzi? Ano na stronie tej ludzie wszelkiej profesji (sprzedawcy, konduktorzy, operatorzy telefoniczni, kanarzy czy zwykli klienci, pacjenci etc.) opisują swoje przygody, mające miejsce w wyniku napotkania kogoś piekielnego - niekompetentnego, upierdliwego, innymi słowy - paskudnego do kwadratu.

Jak to działa? Bardzo prosto. Wchodzę, czytam kilka historyjek i już ciśnienie mi skacze, jako że utożsamiam się dość silnie z autorami historii ;) Może na serducho to niezbyt dobrze, ale mnie wciąga. No i przygotowuje do kolejnych batalii, wiadomo. 

Ot, samo życie.

sobota, 18 czerwca 2011

Coś zamiast Photoshopa

Nie ma to jak wrócić do domu i nie mieć na nic czasu... ;) Ale to nic, weekend minie, to i parę chwil na coś konkretniejszego się znajdzie.

Żeby nie było, że się obijam, dziś złota rada dla każdego, kto chce coś zrobić ze zdjęciem, a nie za bardzo wie jak się do tego zabrać. Sprawa jest poważna, bo jak się sprawę retuszu mocno schlapie, jest ryzyko, że znajdziemy się na tej stronie, co jest raczej bolesne ;)

Jeśli uważasz, że Paint ssie, Photoshop jest zbyt powolny (poza tym piractwo, bla bla...), a GIMP głupi i bez sensu, to wypróbuj Splash Up (na stronie kliknij na "Jump Right In -->", żeby wejść).

Co to jest? Ano prosty i przyjemny, szybki edytor grafiki online - żadnych instalacji, torrentów, cd-key'ów, wirusów itp. Klikasz i masz. Po prostu. Poleca nawet Żanetka Leta. :)

czwartek, 16 czerwca 2011

Do domu czas!

Sesja, sesja i po sesji... A teraz czas do domu.

Słowno-muzycznie, country-lirycznie dziękuję za uwagę, idę się pakować.

środa, 15 czerwca 2011

Ewolucja to jednak nie ściema

Jeszcze tylko kilkanaście godzin i wakacje - ale nie wiem, czy po jutrzejszym egzaminie będę taki szczęśliwy ;) Póki co jest tak:


A i jeszcze, żeby nie było tak o niczym... Znalazłem zdjęcie - tak, żebyście w razie co mogli zamknąć usta zwolennikom kreacjonizmu i takich tam innych dziwnych rzeczy ;) No... albo gdybyście niefortunnie wdali się w sprzeczkę z Maciejem Giertychem.

Podobny?
PS
Widać, że chłopczyk ;)


wtorek, 14 czerwca 2011

Fantazja, że aż strach

Jeszcze tylko jeden i wakacje... Jak dobrze :) W ogóle tak a propos - jeśli student w sesji jest jak helikopter w ogniu, to z egzaminu ze statystyki jest niezły Bagdad...

Takie tam, z egzaminu
Dziś romans z mikro II, więc znowuż krótko, na temat, ale z przytupem.

Trafiłem ostatnio na coś, co nieźle ryje beret. Macie czasem tak, że traficie na rzecz tak pokręconą, że z jednej strony chcecie uciec, a z drugiej korci was, żeby wciąż się przyglądać? Ja tak miałem kilka dni temu, kiedy trafiłem na kanał Vimeo Design-Generation. Polskiej produkcji, co warto podkreślić.

Naprawdę, śmiało można tych kilkanaście filmików nazwać perełkami internetu - ciekawe, ambitne, świetnie wykonane, krótkie, treściwe i... chore? Pokręcone? Albo i bardziej. Fascynujące? Niesamowicie. 

Bądź co bądź - wciąga. Polecam obejrzeć co najmniej kilka. Mój ulubiony? Chyba ten.

PS
Tak, bywają cycki i różne takie.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Góra

To ty.

Zdziwiony wstępem? Pewnie zastanawiasz się, o czym będzie dzisiaj? Gdybyś miał zgadywać, postawiłbyś na opowieści z Arktyki?

Pudło. Dziś będzie o Tobie. Ta góra to Ty.

Założę się, że jesteś jej ludzką projekcją. Wspaniały, wyjątkowy, szczodrze obdarzony na drodze ewolucji, na samym szczycie darwinowskiej drabiny. Cud natury. Najmądrzejsza, najsprytniejsza, najbardziej inteligentna istota, jaką Matka Ziemia zrodziła. Twój potencjał jest niezmierzony, ogranicza Cię tylko własna wyobraźnia i to, na ile jesteś w stanie wyrwać się schematom. Masz moc, a wykorzystawszy ją całą, nic Ci się nie oprze - potrafisz przeć do przodu, nie bacząc na koszty. Wreszcie - w jednej chwili jesteś stwórcą, aby w drugiej stać się Sivą, niszczycielem światów.

To wszystko Ty, Człowieku. W Tobie jest to wszystko.

Zastanów się jednak przez chwilę, zanim myśl o doskonałości zawładnie Tobą na dobre. Pomyśl - coś tu nie pasuje. Skoro jesteś wielką, potężną górą lodową... to co jest wokół?

Ocean. Daleko Ci do niego. Jesteś jedynie marną kropką na jego bezkresie, miotaną w bezwładzie ze strony na stronę. Możesz prężyć swe muskuły, możesz wysilać swój umysł. Możesz. To i tak nic nie da.

Nie masz szans, wciśnięty w ciasny, skostniały od lat schemat. Tak jak osiemnastowieczna dwórka nosząca gorset - silny, nieustępliwy, zawsze na końcu zwycięski, zmuszający ją do przyjęcia swego kształtu. To nie jest niczyja wina - taki los. Cywilizacja definiuje społeczeństwo, społeczeństwo tworzy jednostkę - a ona żyje w nim, jak każde zwierzę w swoim naturalnym środowisku. To zwierzę to Ty.

Ale wiesz co? Możesz uciec! Wyrwij się, odejdź gdzieś daleko, gdzie nie sięgają macki pazernego Zachodu czy nieprzyjaznego Wschodu, srogiej Północy ani dzikiego Południa.

Możesz. Tylko po co? Przecież nie jesteś wolny. Nigdy nie będziesz.

A wiesz dlaczego? Bo ta góra to Ty.

Twoje codzienne, zwyczajne ja jest niezwykle płytkie. Ledwo wystajesz ponad powierzchnię wody. To właśnie nad nią mieszczą się wszystkie Twoje wady i zalety, wszystkie pomysły, zwyczaje, plany, marzenia. Ocean ledwo muska falami najpiękniejsze twory Twojego umysłu, całego Ciebie. Ciebie świadomego.

Myślisz, że jesteś w stanie pokierować własnym losem? Racjonalnie rozważyć każdy problem i dobrze go rozwiązać? Kolejny błąd.

Pamiętasz, że jesteś górą? Wiedz, że 8/9 Twojego ja znajduje się pod wodą. Nie zależy od Ciebie. Włada nim ocean - potężny, złowrogi pan i władca. Kieruje Tobą zwierzę, pierwotny człowiek zaszyty głęboko w Twojej podświadomości. Twoje instynkty, pragnienia, ambicje, prawdziwe marzenia, prawdziwe uczucia - żądza, nienawiść, pożądanie, miłość - to wszystko on. Nie Ty. Nigdy.

Pamiętaj - nie jesteś wolny. Twoje zdanie liczy się tu najmniej. Twoje zdanie to iluzja, wypadkowa wpływów społeczeństwa, podświadomości i chemii. Idziesz po linie nad przepaścią i wiesz co tak naprawdę możesz robić? Możesz się rozglądać. Ewentualnie.

A wiesz dlaczego? Bo jesteś górą.
I nigdy nie będziesz wolny.

El sueño de la razón produce monstruos

niedziela, 12 czerwca 2011

Opole jednak da się lubić! Kabareton miał moc

UWAGA! Dzisiejszy wpis zabiera pół godziny życia. Jeśli nie masz czasu - wciśnij wstecz. Jeśli masz sesję - oj tam, oj tam - pół godzinki Cię nie zbawi...

Opole 2011, epizod drugi. Nie, tym razem nie będzie tak źle, jak ostatnio. Okazało się, że wystarczyło poczekać do północy, żeby ten festiwal dowiódł, że ma coś do pokazania.

Wisienką na torcie, a może raczej - ostatnim Mohikaninem, był tegoroczny kabareton. Naprawdę, fantastico prima sort, nic tylko siadać i oglądać. Wszystko świeże, celne i aktualne - chwilami się dziwiłem, jak bardzo ;)

Poniżej podrzucam moje ulubione skecze. Obejrzyjcie, warto!

"Bogu? Od kiedy ty w McDonaldzie pracujesz?"

2012 Tusków na Euro

Mr Komorowski & Mr Obama - briljant end łonderful

Więcej do znalezienia na YouTube :)

PS
Tysięczny gość ma ode mnie piwo/colę/soczek - oczywiście pod warunkiem, że będzie screen :)

sobota, 11 czerwca 2011

Google - ciemna strona mocy?

Nie ma czasu, oj nie ma. Student w sesji to jak helikopter w ogniu ;)

Danie na dziś to naturalna przeciwwaga dla pamfletu na Google sprzed kilku dni:


No to co, ile jeszcze drażliwych, prywatnych informacji wrzucimy w sieć, nim dojdzie do nas, że tak naprawdę to nie do końca przemyślana opcja?

Mocy strony ciemnej strzeżcie się

piątek, 10 czerwca 2011

Arcykiepska balanga w Opolu

Jak by tu zacząć... Ciężko mi z tym dziś - właśnie oglądam Opole w TVP1, a dobre zdanie o mojej ulubionej polskiej piosence ostatniego czasu poszło... na spacer.

Ale po kolei. Dostałem smsa, żeby włączyć - włączyłem. Powitała mnie gala jubileuszowa Teleexpressu, czyli z założenia lekko, miło i przyjemnie. Właśnie tak by było. Do czasu. Niestety drewniana do bólu Beata Chmielowska-Olech zepsuła pierwsze wrażenie ;)

Na szczęście sytuację jako tako ratował Orłoś. No ale wtedy poszło: drewniany dowcip o U2 (ju tu? jes, mi tu!) -> Marek Sierocki -> ... Kombi.
Tak, nie lubię Kombi, to jest mój osobisty uraz, jednak najbardziej zabiła mnie choreografia i jakiś taki sceniczny kicz, na który przecież już za kilka lat zwyczajnie nie będzie dało się patrzeć. 

Homer ogląda ze mną
Kto następny? Blue Cafe - jak ich wokalistka w radiu brzmi super, tak w Opolu 2011... nie. Słodki Jezu, jak ona wyła, jak zawodziła. To naprawdę przykre, że jeśli niektórych wokalistek nie przepuścić przez komputer, to nie zabrzmią zbyt jedwabiście. Nic to, znak czasów.
W ogóle mam jakieś takie odczucie, że dotychczasowi wykonawcy nie do końca radzą sobie z coverami - dlaczego, to już dla mnie zagadka...

Nie podoba mi się to, no. Dziadowsko i tyle. Na dodatek śpiewają ciągiem: dwa kawałki i jedną całą piosenkę. Ech ;)

Polska sceno, gdzie leziesz?
Nie lubię to.

PS
Wszedł Rynkowski - UCIEKAĆ! ;D

PS 2
Ryszard życzył wam wszystkim wszystkiego najlepszego ;)

czwartek, 9 czerwca 2011

Pilnuj hasła swego jak siebie samego

Tak na koniec dnia - szybko, zwięźle i na temat.


Trafiłem na ciekawą wzmiankę o tym, jak mizerne są nasze hasła - a na pewno większości z nas, ludzi epoki internetu. Są to często po prostu zwykłe słowa, ewentualnie podstawowe kombinacje typu abcabc.

Powiem tylko tyle - lepiej mieć dobre hasło niż kiepskie. Słyszy się coraz częściej, jak łupem hakerów padają kolejne firmy - Sony, Citibank czy Apple (niepotwierdzone). Tylko czekać, aż ktoś włamie się i wyciągnie dane z Facebooka czy Naszej Klasy.

Przyznać się - kto ma takie same hasło i na fejsie, i na poczcie? A stamtąd już tylko krok do innych miejsc, które odwiedzamy w sieci.

A propos dobrych haseł - spójrzcie tu i tu, choć niezłych stron w tym temacie z pewnością jest wiele.

Strzeżcie się zatem! I nie dajcie się hakerom.

środa, 8 czerwca 2011

C jak cenzura

Nie od dziś wiadomo, że rządzący często mają ochotę na przywłaszczenie sobie choć kawałka internetowego tortu. Wielu z nich, zwłaszcza w krajach o słabo rozwiniętym społeczeństwie obywatelskim, nie może znieść, że sieć pozostaje poza ich nadzorem. Wiją się, kombinują, jak tu za fasadą wolności podciąć swoim obywatelom skrzydła.

Po części im się nie dziwię - gdybym był el dictatore, śniłyby mi się po nocach tegoroczne, północnoafrykańskie protesty zorganizowane przez Facebooka.

Myślą więc i myślą, jak obronić swoje stołki. Tym razem wymyślili w Kazachstanie. Tamtejsze Ministerstwo Komunikacji i Informacji (jak to światowo brzmi...) zarządziło, iż serwer każdej kazachskiej strony internetowej (tj. takiej, której adres kończy się na .kz) musi znajdować się FIZYCZNIE na terenie kraju. W każdym innym wypadku łamane jest prawo.


Już to widzę. Kazachstan, szósta rano. Zaspanego admina budzą goście z długimi giwerami (siakieś kazachskie ABW) i mówią: Game over, koleś, wyłączaj tę stronę. I po ptakach.

Koszmar kazachskiego admina

Na szczęście podobnie uważa Google. Korporacja, której mottem jest "Don't be evil", tocząca ciężkie boje w Chinach, zareagowała także na zdarzenia w Kazachstanie.

W proteście przeciw nowemu prawu lokalną wersję wyszukiwarki wyłączono, a ruch z Kazachstanu przekierowano na Google.com. W ten sposób firma sprzeciwia się ograniczaniu wolności internetu, argumentując, iż tworzenie jakichkolwiek wirtualnych granic godzi zarówno w efektywność, jak i wolność przeglądania sieci.

Jak powiedział Bill Coughran, wiceprezes giganta:

Bill Coughran podczas konferencji prasowej
"Jeśli chcielibyśmy utrzymać funkcjonowanie google.kz - tylko za pośrednictwem serwerów zlokalizowanych w Kazachstanie, pomagalibyśmy w tworzeniu podzielonego Internetu."

I jak jestem świadomy istnienia realpolitik, tak tu wielkie brawo.
Lubię to.

wtorek, 7 czerwca 2011

(Nie)czysta gra FIFA

Jak to mówią, sport to zdrowie. Co więcej, jest pięknym sposobem, aby rywalizować i jednocześnie czerpać z tego przyjemność. Zapomnieć o narodach, religiach czy rasach i najzwyczajniej w świecie dawać z siebie wszystko - aby wygrać i doprowadzić do szaleństwa wiwatujące tłumy.

Już starożytni Grecy kochali sport

Taka idea idealna, chciałoby się powiedzieć. "Tam w kraju nasi do siebie strzelają, ale my tu gramy fair i będziemy się dobrze bawić. Bo tamto jest nieważne - nienawiść jest głupia."

Nawet wyzbywając się złudzeń, wciąż jest OK. Spójrzmy na światową piłkę. W sumie wiadomo, że wszystkim rządzą pieniądze, a na porządku dziennym jest korupcja, sprzedawanie meczów, brutalne i ocierające się o kryminał faule. Ale niech tam! Wciąż z grubsza jest tak, że na boisko wychodzą dwie drużyny wojowników, dając pokaz swoich umiejętności. Nadal jest ponadprzeciętnie, a w meczach na poziomie czuć tę magię i wyjątkowość.


Co jednak, jeśli wplątać w to wszystko jakieś mętne gierki? Tak, jak moim zdaniem zrobiła to FIFA.
Już nawet nie wspomnę o mocnych podejrzeniach, że Katar kupił prawo do organizacji mundialu w 2022r.
To wszystko nic, bo tak naprawdę nie ingeruje w sprawy na boisku.

A co mnie ostatnio zdenerwowało? Zakazanie Irankom gry ze względu na ich stroje. Nie, nie chciały grać w burkach. Dziewczyny wyszły na mecz w dresach i tradycyjnych chustach hidżab, zakrywających włosy i szyję.

Rozgoryczenie i łzy po "meczu"

Odmówiono im gry, bo nie chciały złamać własnych zasad - w ich kulturze publiczne obnażanie ciała jest bardzo, bardzo potępiane.
Motto FIFA brzmi: "For the game, for the world." Pytam: gdzie tu gra, gdzie tu świat?
Bo co, w dresach przyciągnęłyby przed telewizory mniej widzów?
Udusiłyby kogoś tymi chustami?
A może ukryłyby pod dresem bombę?

Jednak tym, co przelewa czarę goryczy jest fakt, iż Iranki grały już w tych strojach, które wcześniej poddawano nawet modyfikacjom, aby spełniły wymogi.

"Już w zeszłym FIFA uznała, że stroje irańskiej drużyny kobiecej nie spełniają jej wymagań. - Jednak wprowadziliśmy odpowiednie zmiany i uzyskaliśmy akceptacje światowej federacji i jej przewodniczącego Seppa Blattera - tłumaczy Farideh Shojaei."

Cóż, najwyraźniej ktoś zmienił zdanie... Przykre.
To nie jest czysty football.

Nie podoba mi się to.

PS
Tak, wiem, na filmiku jest rugby - tak miało być ;)

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Oszalałem! Prezenty za darmo rozdaję!

Ludzie, ludzie, oszalałem! Pieniądze za darmo rozdaję! Każdy szczęściu dopomoże, każdy dzisiaj wygrać może. Czarny przegrywa, czerw... A nie. To nie to.

Error 502
Bad gateway

No ale nic, w gruncie rzeczy wcale nie minąłem się z prawdą aż tak bardzo.

Dziś na blogu, jak to mówią, 'giveaway' - czyli że ja coś rozdaję, a wy możecie brać. Co najlepsze, bierzecie za darmo i bez ograniczeń ilościowych. A co najnajlepsze, także i ja na tym nie tracę. ;)

Tadaradaradadaaaam!

Nie przedłużając, na scenę niech wkroczy...

Oto bohater dnia

Dzięki hojnemu gestowi wydawnictwa czy też autora, sam nie jestem pewny, chciałbym sprezentować wam, Metro 2033, czyli jedną z najgłośniejszych powieści ostatnich lat. Wiele na jej temat powie fragment recenzji z portalu literatura.gildia.pl:

"Choć Metro 2033 jest książką o świecie po wojnie nuklearnej, mutantach, potworach i walce z nimi, z charakterystycznymi dla science fiction rekwizytami, to jest to przede wszystkim opowieść o konieczności odnalezienia przez każdego człowieka swojego miejsca na ziemi; o konieczności określenia i zrozumienia misji, którą ma do wypełniania człowiek jako jednostka i jako gatunek. Jest to książka o wypełnieniu powołania i życiu pomimo wszelkich trudności.
Metro 2033 jest przypowieścią o postnuklearnej Moskwie, gdzie ci, którzy przeżyli kryją się przed promieniowaniem i nowymi formami życia w stołecznym metrze - największym schronie przeciwatomowym świata." 
Wygląda smakowicie :) Sam wiele o niej słyszałem i z pewnością rzucę się do lektury, jak tylko przebrnę przez sesję.
Zapraszam zatem do całkowicie legalnego pobierania książki stąd (jest w formacie PDF). Gdyby ktoś chciał zasięgnąć trochę więcej informacji, zapraszam tutaj.
Szaleństwo, takie prezenty (35,99 zł w Empiku) w momencie, kiedy do Gwiazdki jeszcze ponad pół roku...
Tylko co ja wtedy wymyślę? Telewizory będę rozdawał? :)

niedziela, 5 czerwca 2011

Niedzielna duchota

Opowiem dziś o moim dniu. Cóż - dzień to był jak co dzień. Nuda i rutyna.

Najpierw wybrałem się na nasze polskie morze

Później była krótka kąpiel...

...w trakcie której poznałem fajnego gościa

Niestety nagle przybiegł jakiś koń i zepsuł całą zabawę... ;/

Przeniosłem się na łąkę, gdzie trochę wkurzały mnie
te rogate konie, ale i tak było fajnie ;)

Oczywiście nie byłem tam sam :)

Niestety po godzinie okazało się, że inni też lubią to miejsce...

A na domiar złego okazało się, że na plaży zostały moje okulary...

No i weź tu się człowieku nie wścieknij!



Sukcesem dalszej części dnia było to, że w drodze powrotnej ze sklepu nie zwarzyła mi się śmietana, a michałki nie spłynęły :)

No to co? Może na koniec kawałek o gościu, któremu nie dość, że gorąco, to jeszcze nic się nie chce :)

Stare, ale jare - klasyka.

I finito na dziś.

PS
Fajnie, że zaglądacie - gdyby ktoś miał jakieś uwagi, pomysły czy tam inne zażalenia i zamówienia, śmiało, piszcie pod spodem, piszcie na fb, gdziekolwiek. Jeśli gdzieś tu wyświetla się mój mail, to i na maila :)

sobota, 4 czerwca 2011

Kac Vegas w Bangkoku - CUDO!

To było coś. Dawno się tak w kinie nie uśmiałem - to znaczy od czasu, gdy miałem 8 lat i na pierwszym Shreku rechotałem się tak głośno, przy okazji wstając, że siostra wyprowadziła mnie z kina zanim na dobre zapaliły się światła...
Tym razem nie wstawałem, ale i tak było świetnie.

Nie jest tajemnicą, że dzisiejsze produkcje charakteryzują się tym, że kolejne części (sequele, prequele, presequele itd.) są coraz gorsze. Mało która kontynuacja jest w stanie choćby nie stracić "tego czegoś" swojego poprzednika, nie mówiąc o dodaniu czegoś świeżego. 
Tak jak na przykład Piraci z Karaibów 4, ponoć tak kiepscy, aż żal zmarnowanego potencjału (miałem iść, na szczęście zmieniłem zdanie).

Co tu dużo gadać - Kac Vegas w Bangkoku daje radę, chyba nawet przebijając pierwowzór.


Tak, tak! Jedna z najbardziej zwariowanych komedii ostatnich lat (bardzo wielu lat moim zdaniem) doczekała się godnego następcy.

Co tym razem? Bangkok! Dzikie, szalone miasto, które w połączeniu z ostrym upojeniem (prowadzącym do amnezji, a jakże) potrafi skopać tyłek (i nie tylko skopać...) oraz dostarczyć NIEZAPOMNIANYCH WRAŻEŃ.
Co tam się dzieje, to jest po prostu nie do opisania. Tatuaże, zawieruchy uliczne, dealująca małpa, jeżdżenie na słoniu i wiele, wiele innych, zdrowo pokopanych rzeczy. Wiem jedno - scenarzyści mają nierówno pod sufitem - i bardzo dobrze ;)

"Płynie z tego morał taki:
 Tam wesoło, gdzie pijaki."
                                           J. Herkt, 2006

Wniosek jest jeden - biegiem do kin, naprawdę warto!

A ja mam od dziś nowych idoli:




PS
Załatwi mi ktoś taki plakat? ;D

piątek, 3 czerwca 2011

Kobiece nogi a ład na świecie

Dziś wciąż wokół mody, a zarazem odskok w kierunku sensu życia.

Słuchajcie! W życiu jest tak, że wszystko ma swoje miejsce. Jakoś tak to wyszło i się utrzymuje, że góry są wysokie, a morze słone, zupę jemy na ciepło, lody na zimno, zaś kwiatki pachną, w trakcie gdy warszawski dworzec centralny... nie. Coś się zgadza, coś się wyklucza, znowu coś się nieraz zazębia, nieraz wykrzacza.

Nie można jednak zaprzeczyć, iż Matka Natura całkiem zgrabnie sobie to wszystko zaplanowała. Jednym słowem - karuzela się kręci. Naturalna równowaga między nocą a dniem, dobrem i złem, ying i yang też jakoś daje radę.


Stosunek mieszkańców wsi do mieszkańców miast? Jest OK.
Stopa wzrostu naturalnego wśród gołębi z krakowskiego rynku? Działa.
Przeciętna mleczność krowy rasy Holsztyno-Fryzyjskiej? Bez ekscesów.

Pytam się ja zatem, DLACZEGO?!, a trawiące mnie wątpliwości każą krzyczeć: JAKIM PRAWEM wy, kobiety - puchy marne, łamiecie odwieczne prawa natury, narażając świat na szwank? Co jest, że tak często podążacie drogą wytyczoną przez tę oto personę:


No poważnie, co mają spodnie, czego nie mają sukienki?
Co jest świetnego w leginsach, że są lepsze niż spódniczki?

HELOOOOŁ!



Lato, słońce i piękna kobieta w fajnej sukience - czegóż więcej do szczęścia potrzeba?

Drogie Panie. Jesteście piękne, wyjątkowe, niepowtarzalne i z pewnością macie cudowne, zgrabne nogi! Przecież to zbrodnia je ukrywać.

A co myślałybyście, gdyby Leonardo da Vinci namalował Mona Lisę, po czym schował ją do piwnicy i nikomu nie pokazał? Albo nosił ją wszędzie ze sobą, ale w teczce, żeby nikt jej nie zobaczył?

Tak, czytam w waszych myślach i odpowiadam za was - Leonardo byłby wtedy zwykła świnia. ;-)

Dziewczęta! Noście sukienki!
By żyło się lepiej. Wszystkim.



PS
Serce rośnie, gdy obserwuję rozpędzający się licznik wejść na bloga :)

czwartek, 2 czerwca 2011

Do diabła z taką modą!

Co za czasy, co za obyczaje... Już trochę po tym świecie chodzę, swoje widziałem, pewnie jeszcze nie raz i nie dwa mocno się zdziwię. Sęk w tym, że są takie chwile, że zwyczajnie ręce opadają, a szczęka zjeżdża do piwnicy... albo jeszcze niżej.

Rozumiem - świat idzie do przodu, co chwilę coś się zmienia, a obecne trendy nie muszą łączyć się w jakikolwiek sposób z tymi, które były znane do tej pory.

Rozumiem - to, co kiedyś lubiane staje się do bani, a dawny obciach to szczyt lansu. Zgrzytam zębami, ale co zrobić, że dzieciaki duże (vel dorośli) i małe płacą krocie za to:

... choć dla mnie te plastikowe kapcie są warte tyle, za ile mogę je kupić na bazarze, czyli góra 15zł.

Rozumiem, trzeba być fajnym, indywidualizować się z tłumu i w ogóle. Warszafska moda miała na pewno w swojej historii różne dziwne stadia. No ale co ludziom odbija, że jeżdżą na starych, zapyziałych rowerach, przy okazji się "lansując"...? Ludzie, nie wiem czy wiecie, ale prawdopodobnie większość z was stanowi ZAGROŻENIE DLA RUCHU DROGOWEGO! Ej, na to są paragrafy! Wyciągać gruchota dla oszczędności - OK, ale litości - podnosić sobie samoocenę zdezelowanym CZYMŚ, najlepiej pomalowanym na jakiś paskudny, pstrokaty kolor? Do tego wyżarte, wiekowe siodełko - szczyt ergonomii i nowoczesnego wzornictwa, co? No błagam...

Ale tak naprawdę wszystko jest w porządku, dopóki tylko się bawimy. Lansujemy się, obnosimy ze swoimi atrybucikami i jest fajnie. Tak samo jest z fanboyami - kupują i/lub wielbią swoje elektroniczne gadżety, frajdy co nie miara. Co jednak, kiedy pęd do posiadania przekracza jakiekolwiek istniejące granice?

Znalazłem na Wirtualnej Polsce coś, co mnie zabiło:
Nastoletni chłopiec z Chin tak bardzo pragnął iPada 2, że sprzedał swoją nerkę za 2 tys. dolarów, żeby móc zapłacić za tablet - informuje "The Telegraph" na swojej stronie internetowej.
Nerkę? Za kupę krzemu w plastikowej ramce?
To jest bardziej niż głupie i gorzej niż straszne...


P.S.
Źródło: klik

środa, 1 czerwca 2011

Operacja L.A.T.O.

Rekruci! Chciałbym uroczyście obwieścić, iż już prawie za niedługo rozpoczyna się kolejna supertajna, nadzwyczajna operacja L.A.T.O.  (UWAGA! Konkurs - kto rozszyfruje skrót, na tego zstąpi łaska nagrody!)


Jeszcze tylko 21 dni, kiedy zacznie się czysta, nieograniczona przyjemność, raj na ziemi, cud, miód i orzeszki :) Grille, jezioro, kiełbassski, ach... Trzy i pół miesiąca słodkiej wolności (tak tak, student ;D).
Będzie można wziąć się za swoje pasje albo po prostu leniuchować z czystym sumieniem, nie martwiąc się o nic. Bajka.

Wisienką na torcie są oczywiście wyjazdy - czy to nad jezioro za miastem, w góry, nad nasze zasyfione czyściutkie morze albo... nad jakieś inne, odległe i o wiele cieplejsze ^^

Ostatni wariant wypróbowałem osobiście. I ani trochę nie żałuję!
Niemal cztery lata temu byłem na wakacjach marzeń - spędziłem dwa tygodnie na Krecie i w ogóle nie miałem chęci stamtąd wracać. Ani trochę ;)

Tam było po prostu wspaniale...

Codziennie wylegiwać się na rozpalonych kamieniach, zawsze na innej plaży...


Rano wsiadać do wynajętej, białej Cytryny i jechać krętymi, szalonymi szykanami, często nad urwiskami, w które strach było spojrzeć...


Poznawać starą, grecką kulturę, okoliczną ludność i jej zwyczaje...


I w każdej chwili wyczekiwać tego momentu, gdy za następnym zakrętem przed oczyma stanie kolejny tego dnia, zapierający dech w piersiach pejzaż...


To byli czasy. Ooo takkk...
Już nie mogę się doczekać, kiedy tam wrócę. Może nawet w tym roku :)
Patrząc na grecką gospodarność trochę strach jechać, ale co tam, raz się żyje - najwyżej spędzę kilka nieplanowanych dób na lotnisku.

A wy? Jakie są wasze najcudniejsze wakacyjne zakątki świata?


P.S.
Najlepszego z okazji dnia dziecka, kids! :)