poniedziałek, 28 listopada 2011

Hańba! Polki wyzyskane przez L.!

Świat, jaki dotąd znaliśmy, dziś zakończył swój nędzny żywot. Tak, dziś obudziliśmy się w miejscu, gdzie moralność to tylko kolejne puste słowo, ład społeczny chyli się ku upadkowi i nawet chleb przestaje smakować chlebem. W świecie, gdzie dobre imię nic nie znaczy, a Bogu ducha winne obywatelki mogą być bezpardonowo wykorzystywane, i to bez mydła.

Zaufały mu. Był ich przyjacielem i mentorem. Zawsze i wszędzie - w kuchni, w łazience, nawet w dużym pokoju, gdy wymagała tego sprawa. Nigdy nie odmawiał, zawsze służył pomocną dłonią, nie zważając na porę dnia czy nocy. To z nim przez długich dziesięć lat (sic!) dzieliły zarówno te najlepsze, jak i najgorsze chwile, nie wahając się, by uronić przy nim łezkę, poutyskiwać na niesprawiedliwego męża czy powierzyć mu najskrytsze marzenia.

Bezsilna rozpacz ogarnęła polskie gospodynie

I cóż się okazało? Że to wszystko nic nie warte! Wyszło szydło z worka! Dziś miliony Polek dowiedziały się, że zaufały moralnemu zeru absolutnemu. Ludwik, bo to o nim mowa, przez całą, długą dekadę śmiał im się po kryjomu w twarz. Dziś jego dobre (tfu!) imię zostało ostatecznie zdeptane i wszyscy wiedzą - miliony Polek przez dziesięć lat były wpuszczane w kanał, musząc płacić więcej, niż powinny. Mówił o sobie - przyjaciel, a okazał się zwykłym zbirem, bandytą zbierającym haracz!

Moi drodzy, nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem - Miliony Polek myliły się.

Naród okazuje swoje wzburzenie na ulicach miast i wsi

Ten okropny akt, ta szydercza kalkulacja wyrządziła nieodwracalne straty całemu społeczeństwu. Cóż bowiem po dwóch milionach kary! Cóż po nich dzieciom, którym odmówiono solidnej edukacji, sytego obiadu czy nawet szansy zjawienia się na tym pięknym świecie! tylko po to, by ich matki mogły godnie zmywać naczynia.

Marysia, lat 5. Przez zawyżoną cenę płynu
nigdy nie dostała wymarzonego rowerka.
Czy naprawdę chciały tak wiele? Czy nie ma już na tym świecie świętości? Czy każde dobre serce musi być gwałtownie wywracane na lewą stronę?

Nie ma dziś godnych zaufania i zapewne już nie będzie! Biada nam, biada po trzykroć.
Biada nam, bo jutra nie ma.

Niech go Tartar pochłonie!

niedziela, 27 listopada 2011

Rozstrzygnięcie konkursu!

Serdeczne gratulacje dla użytkownika Koticek za wymyślenie sobie konkursu, wytypowanie odpowiedzi w komentarzu i, uwaga!, zdobycie głównej nagrody! Prawidłowa odpowiedź brzmiała oczywiście "Narodziny Simby"! Gratuluję, nagrodę prześlę niezwłocznie Pocztą Polską! (Tak BTW to ta wstążka ciągle się ześlizguje, masakra! Tylko cudem trzymała się na tyle, bym mógł zrobić zdjęcie...)

Fotografia poglądowa - obiekt w rzeczywistości może różnić się od przedstawionego, zaś samo zdjęcie nie stanowi oferty w rozumieniu ustawy. Organizator nie odpowiada za nieścisłości w specyfikacji. Przed rozpakowaniem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą. Regulamin konkursu do wglądu w siedzibie Organizatora, w każdą szóstą niedzielę miesiąca między 16:07 a 16:05. Minister Zdrowia ostrzega - cycki powodują zeza i wady zgryzu. Więcej informacji pod numerem bezpłatnej infolinii 800 900 000 (opłata jak za minutę rozmowy z Burkina Faso w godzinach wieczornych). Czytał Tomasz Knapik.

Jeśli spodobał Wam się konkurs, dajcie znać - najlepiej przyślijcie gołębia. Z tego miejsca chciałbym jednak przypomnieć (po kilku incydentach), że tankowanie gołębi pocztowych przepalonym olejem z frytkownicy jest nieetyczne i nieekonomiczne - w ten sposób obniżacie żywotność układu napędowego, a zarazem okrutnie zasmradzacie najbliższą okolicę (smuga kondensacyjna za takimi gołębiami ma zielonoszarobury odcień brązu, konsystencję zastałego budyniu, zapach przypalanego łososia po estońsku i lekki posmak wanilii - to ostatnie to jedyne, co Was ratuje!).
Gołębie - posłańcy Postępu

Prosiłbym też o niebombardowanie mojej skrzynki srokami - ze względu na niefartowną nazwę wszystkie z automatu odbijają się od filtru antyspamowego, a dzieje się to przeważnie w godzinach bardzo wczesnoporannych. Biedne ptaki robią tym samym niesamowity łomot i podsycają wcale nielichą już niechęć chcących spać sąsiadów do mojej skromnej osoby. Swoją drogą, nie wspomnę nawet jak się pienili, gdy ktoś wysłał sępa, chcąc pożyczyć nieco grosza o 4 nad ranem...

Masz piątaka, brachu?

Chyba założę sobie skrytkę pocztową...



sobota, 26 listopada 2011

Dramat w pięciu odsłonach

Dziś krótko - o cywilizacji. Otóż, w pełni zgadzając się z tezami postawionymi w liście biskupów polskich (przeczytajcie, proszę - KLIK) dotyczącymi cywilizacji śmierci i potrzebie, by za wszelką cenę bronić cnót chrześcijańskich, na które coraz częściej i coraz śmielej śmie rękę podnosić żydomasońska czerwona agentura, chciałbym wystosować list otwarty do Prezydenta RP, Bronisława Komorowskiego, aby.... aby... hmmmmmmmmm...

Nie no, zmyłka, żartowałem! ;p

Ale dość już głupot. :) (przejście do części oficjalnej) Wiadomo, że Internet to jeden wielki śmietnik. Nawet jednak na śmietniku zdarza się trafić coś, co jest w stanie przykuć uwagę i na dłużej wbić się w pamięć, czasem nawet na tyle, że po dobrych kilku miesiącach staramy się odnaleźć to, co nas zainteresowało wcześniej. Takie perełki zdarza mi się zbierać, a od czasu do czasu będę się nawet nimi dzielił. Fajnie, nie? :)

Dziś pokazać Wam chcę pięć obrazów, na które natrafiłem kilka tygodni temu. Pięć obrazów - pięć mgnień z życia cywilizacji. Być może nie są wybitne (choć mnie się podobają), ale zdecydowanie coś w sobie mają.

Od zera do bohatera i jeszcze dalej. Swoją drogą, ciekawe co po nas zostanie? O ile w ogóle coś... I czy znajdzie się malarz, aby to namalować? ;)

Dramat w pięciu aktach


piątek, 25 listopada 2011

Książkowy potwór?


Dziś będzie o Nim. Pamiętam, jak pojawił się i zmienił sytuację w moim mieście. Przedtem były tam dwie małe księgarnie (jedna fatalna, druga niby OK, ale stopniowo podupadająca), później doszedł Matras - był to jakiś powiew świeżości, ale tak naprawdę ile można upchać na kilkunastu metrach kwadratowych? Wreszcie, pewnego dnia, pojawił się On. Wielki, pachnący nowością, wypchany książkami i prasą, która w normalnym trybie nigdy by tu nie zawitała. A w środku ja - dzieciak kupujący za 15 zł TIME'a, łudzący się, że coś z tego zrozumie.

Tak to widziałem!

Tak, to byli czasy! Koniec wypraw do gdańskiej jaskini kultury (absolutnie magicznych! Wiecie, po co kiedyś jeździłem do Gdańska? - Do McDonald'sa, Krewetki i TAM, tylko tyle mnie interesowało.), a początek spacerów do tej mniejszej, lokalnej, ale wciąż świetnej. Z biegiem czasu dorosłem, dostrzegłem, że nie wszystko jest tam tanie, ale nadal doceniam wielki wybór, klimat spokojnego popołudnia i obcowania z tysiącami książek, albumów, gier (!).

EMPiK, bo o nim przecież mowa, mocno ostatnio obrywa, przynajmniej wizerunkowo. Nie tak dawno naraził się, wystawiając na półkach działu dla młodzieży książkę Szczuki o aborcji, a w środę ruszyła akcja "Nie karm książkowego potwora". Akcja ciekawa - mówiąca o zabijaniu czytelnictwa, wydawców etc. Jaka jest według mnie?

Aha...

Po pierwsze, niesamowicie rozdmuchana - zanim na dobre ruszyła, już swoje artykuły o niej napisała Gazeta Wyborcza czy Newsweek. Co tu wiele mówić - 3,5 tysiąca "lajków" w trzy dni to nie jest wynik spektakularny, rodzi się więc pytanie, czy jest o czym mówić? Przecież podobne akcje powstają codziennie i zapewne codziennie wygasają...

Po drugie, okrutnie niespójna. Najpierw, mierząc w EMPiK jego agresywną polityką długich terminów spłaty (wymuszany kredyt kupiecki na długie miesiące), potężnych zwrotów, opłat za promocję (od kiedy reklama jest za darmo?) czy aspiracjami wydawniczymi, kierowano ruchy nabywcze internautów właśnie na witryny wydawców.

Po pewnym czasie podniosły się głosy, że o co właściwie chodzi i dlaczego promuje się ich zamiast małych księgarni? Teraz z jednej strony obecne są głosy tych pierwszych (już z EMPiKiem pogniewanych), a z drugiej podrzucany jest fanpejdż, gdzie szeroko reklamują się mniejsi księgarze.

Organizatorzy liczą na efekt domina...

A ja się pytam - czy ktokolwiek każe wydawnictwom wysyłać książki do salonów, mrożąc tym samym pieniądze? Nie sądzę, więc skąd te lamenty, porównania do złodzieja itd.? Czy EMPiK komukolwiek nakazuje kupować tylko w swoich sklepach? Również mi się nie wydaje - mamy wolny rynek i bogaty na nim wybór.

EMPiK często jest najwygodniejszy, najbliższy czy najciekawszy jeśli chodzi o ofertę, stąd rzesze jego klientów. Gdyby nie on, ganialibyśmy za książką na prezent od księgarni do księgarni, a tak pod ręką jest olbrzymi asortyment. Co więcej, nie zdziwiłbym się, że gdyby nie ta ostra polityka, ceny książek w Polsce poszybowałyby w górę.

Uczono mnie, owszem - monopol sprzedaje mniej i drożej. Ale jakoś osobiście wolę, żeby to taki monopolista obcujący bezpośrednio z klientem brał się za łby z oligopolistami-wydawcami, niż żeby to oni dyktowali warunki, nie zważając na dobro klienta. Mniejsze zło, nie?

Coming soon...

Wreszcie, po trzecie, zastanawiam się nad charakterem całej akcji. Możliwe, że to czysty, społeczny odruch. Możliwe, że paluchy w tym maczali wydawcy. A co jeszcze jest możliwe? No cóż, za kilka miesięcy do Polski wkracza Amazon - jemu też na pewno zależy na tym, by pozycja jego największego polskiego konkurenta była, krok po kroku, osłabiana. Jakoś tak ostatnio wiele uczę się o tym, by wszędzie widzieć pieniądze... Bo kasa, niestety, jest wszędzie.

Podsumowując, róbcie jak Wam lepiej - czy taniej, czy wygodniej. Nie dajcie się sterować byle komu. Poza tym, gdyby EMPiK był taki straszny, to już by nie było. A co do argumentów dotyczących upadku czytelnictwa - jestem tu na bieżąco, Polacy czytają coraz więcej, a na rynku ląduje rokrocznie coraz więcej tytułów.
O rynek też się nie martwmy - on reguluje się sam, dbając o to, by klient był zadowolony.

Pamiętajcie! Wasze szczęście nie zależy od tego, gdzie kupujecie! :)

P.S.

Autorom akcji chyba można zaproponować poniższy kawałek ;)


czwartek, 24 listopada 2011

Szybciej...

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko to co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego

Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej

tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć
kochamy wciąż za mało i stale za późno

Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą

ks. Jan Twardowski

środa, 23 listopada 2011

Mikroświat, czyli prawie znam Stevena Spielberga

W 1967 roku Stanley Milgram przeprowadził pewien eksperyment. Wysłał do kilkuset losowo wybranych mieszkańców Nebraski i Kansas list, prosząc o przekazanie go jego przyjacielowi, również mieszkającego w Stanach. W razie, gdyby adresat owego przyjaciela nie znał, list miał być przekazany do osoby mogącej być "bliżej" celu. Co ciekawe, większość listów wreszcie do przyjaciela dotarła, przechodząc po drodze przez ręce średnio sześciu pośredników.

Wnioski są ciekawe - dla dużych populacji, np. mieszkańców Polski, powinno działać to na podobnej zasadzie. Czyli ja znam kogoś, kto zna kogoś znającego kogoś innego, znającego z kolei kogoś, kto zna wreszcie osobę znającą X, czyli dowolną osobę w kraju. Jest to tzw. "sześć stopni oddzielenia" - tylko tyle muszę pokonać, by mieć  w zasięgu dowolną osobę w populacji.


Fajne, nie? :) Jaki ten świat malutki. Ale teraz będzie jeszcze lepiej. Jako że od eksperymentu Milgrama minęło dobre 40 lat, co nieco mogło się pozmieniać. Badacze z Facebook Data Team także podzielili ten pogląd i oto co im wyszło z badania zależności między użytkownikami Facebooka (800 mln, czyli ponad 11% populacji świata - niezła grupa) - dystans i liczba potrzebnych skoków zmniejszyły się. Dziś potrzebujemy pięciu pośredników, by dotrzeć do 99,6% ludzi i tylko pięciu "hop", by dotrzeć do 92%.

Co jeszcze ciekawsze, wg badania w obrębie jednego kraju wystarcza dwóch pośredników, tj. 3 hopy. Dobre? Dobre! Czyli tylko dwie flaszki dzielą nas od dotarcia do dowolnej osoby w kraju. Teoretycznie. ;)

Może to tylko głupie badania, ale jakoś tak lepiej będzie mi się spało wiedząc, że prawie na pewno znam kogoś, kto zna kogoś, znającego tego, kto ma w zasięgu znajomego Stevena Spielberga czy innego "holiłud dajrektora", co kręci w Juracie. ^^

wtorek, 22 listopada 2011

Zimno? Spójrz tutaj.

Zimno... Niestety, zaczyna się chyba najgłupszy czas w roku, kiedy nie dość, że się marznie, to jest szaro, buro, ciemno i ogólnie do bani. I to potrwa aż do pierwszego śniegu.

I co teraz? Można siąść i płakać, lepiej chyba jednak spojrzeć na poniższe zdjęcie i uświadomić sobie, że spacerowanie przy -2 stopniach, będąc zakutanym w dwa swetry, kurtkę i szal to nie jest najbardziej ekstremalna sytuacja naszych czasów.

No bo co wy na kemping pośrodku tundry? I to jeszcze przy otwartym namiocie...

Pasterz Saami pośrodku lapońskiej tundry

poniedziałek, 21 listopada 2011

A paszoł mnie z tymi reklamami...

Reklama. Czegóż (nie) chcieć więcej? Każdy ją zna, spędza z nią mnóstwo czasu, ale jakoś mało kto jest w stanie się z nią zaprzyjaźnić. Nic dziwnego, zwłaszcza dziś, kiedy natrętni marketingowcy co i rusz wtryniają swoje długie nochale w naszą prywatną przestrzeń, skutecznie ją zatruwając.


Nie mówię już o telewizji, gdzie w najlepszym przypadku bloki reklamowe przed, w trakcie i po potrafią być dłuższe niż sam program do którego są podczepione. Wiem, wiem - TVN czy Polsat to nie Caritas, bla, bla, bla, i zarabiać muszą. Co nie zmienia faktu, że mam na pasma reklam permanentną alergię i unikam ich jak ognia - wychodzę, zmieniam kanał czy zwyczajnie, beztrosko 'wyłączam się' (choć pewnie za parę lat dowiem się, że wystawiam w ten sposób swoją bezbronną podświadomość na pastwę reklamowych żarłaczy...).

W radiu nie lepiej. Dlaczego? Bo głupiej niż tam to chyba się nie da. Naprawdę, te wszystkie głupoty o lekach na: hemoroidy, zakwasy, prostatę, menopauzę, tycie i kij wie co jeszcze dawno przebiły dno i są pewnie już od dawna w trakcie beztroskiej wędrówki na antypody. Ta, te beztroskie: "Zosiu, weź Pierdzi-easier, będziesz mogła jeść fasolę i nie będziesz już nigdy musiała się wstydzić!"...


Ale tam... Mówią, że szkoda strzępić języka tam, gdzie nie ma żadnego pola do manewru. Jak więc wygląda sprawa w kwestii Internetu?


Jest lepiej. Znaczy, żeby nikt źle nie zrozumiał - jak dla mnie sieć to największa wylęgarnia debilizmu, głupoty i pokrewnych w historii świata. NAJgópsze mjej$ce EVER. Tylko tu pełzną ku nam reklamy tych wszystkich, którym zabrakło siły przebicia/kasy/wstydu, aby reklamować się w tradycyjnych mediach. Marketing fekalny, a fe, biorący się za promowanie każdego bzdeta i to najlepiej w taki sposób, aby skutecznie uniemożliwić spokojne surfowanie. A co się szczypać będą - tu wyjadą z planszą na cały ekran, tam schowają do niej krzyżyk, a jeszcze gdzie indziej krzyżyk pokażą, ale zrobią psikusa, że po najechaniu kursorem skubaniec będzie zmieniał położenie.

I co? Ja, poważny człowiek, będę się za krzyżykiem uganiał? Sorry, ja nie Solidarny 90210 (czy jakoś tak...). No i się nie uganiam, tylko instaluję... czystą magię i remedium na większość zła tego świata.

Adblock. Ot i miś na miarę naszych możliwości - genialna wtyczka do przeglądarki, blokująca niemal całość reklamowej papki. Uwierzcie, z nim życie jest piękniejsze, a na ekranie jakby przewiewniej. :)

Do pobrania:

Spróbujcie, miliony Polek nie mogą się mylić!

Zadowolone użytkowniczki Adblocka
P.S.
Szkoda, że na to nie ma działającego sposobu...


niedziela, 20 listopada 2011

Comeback


Niestety, stało się tak, jak przewidywałem... Ktoś puścił parę i wieść o tym, że blog odżyje, zdążyła już obiec cały świat, nie omijając mediów papierowych...
Dyskrecja naszych czasów...
Przykro mi zatem - dla mnie sytuacja też nie jest łatwa - zamiast pisać te słowa z perspektywy twórcy, pozostaje mi zwykła relacja. Ma to niby swoje plusy - wystarczy poszperać w tym, co o nowej notce piszą media i w zasadzie nie muszę się wysilać... no ale. ;)

A propos mediów - przez nieplanowany przeciek (który notabene jest dogłębnie badany, a sprawcy/ów poszukują psy i śmigłowce, choć póki co efekt jest marny - znaleziono jedynie przeciek w pobliskim basenie i dwie dziurawe puszki po piwie), dotarły do mnie pierwsze reakcje. Swoją satysfakcję wyrażali już przedstawiciele Fidżi, król Vanuatu i gubernator Seszeli, a rozczulającego eska przysłał Obama.
Entuzjazmu nie kryły też przedstawicielki Światowego Zjazdu Fanek Sex&The City...
... a nawet Eskimosi ze Svalbardu, którzy jednak byli na tyle wyrachowani, że korzystając z uniesionej atmosfery próbowali zhandlować mi dwie tony wielorybiego tranu i tonę lodu w kostkach.
Nie pozostało mi zatem nic innego, jak wyrazić światu wdzięczność za ciepłe powitanie i odwdzięczyć się popisem akrobatycznym tresowanych płazów, specjalnie dla Was.
Żaby tańczą dziś tylko dla Was
Z trudem opanowując wzruszenie, witam ponownie na pokładzie! Ahoj, kokodżambo i do przodu!

P.S.
Sprawa żurawinowa zakończyła się pomyślnie, paczka dotarła - mimo że szła wieczność, aby ostatecznie i tak przeleżeć dwa tygodnie na poczcie... ;)
W każdym razie, jej zawartość prezentuję poniżej:


P.S. 2
Podczas tworzenia tekstu nie ucierpiała żadna żaba.