sobota, 27 sierpnia 2011

Wehikuł czasu, to byłby cud...

Wybyłem zatem. Mimo że kraj tu dziki, kraj daleki, miałem szczęście, jak sądzę, trafić na oazę. Może nawet więcej niż oazę - wehikuł czasu. Tak jakbym przekraczając próg hotelu, przechodząc przez obszerny hall i kierując się odrobinę na prawo pokonał zarazem wrota czasoprzestrzenne.

Paradoksalne, że siedząc w turystycznej mekce, pełnej przeżutej, paskudnej papki obudziła się we mnie "tęsknota" za starymi, dobrymi czasami sprzed niemal stu lat, prawda? Siedzę w kafejce hotelu stylizowanego na pokład wielkiego, klasycznego liniowca, a gdzieś za mną ktoś nieśmiało, nieumiejętnie brzdąka na pianinie.

Tu jestem ciałem...


Jak to jest, że coś tak błahego, małego, może wzbudzić tak silne emocje? Że czuję się teraz trochę tak, jakbym udawał się w dziewiczy rejs jednym z tych dawnych gigantów oceanów? Że chyba zaraz wstanę i wyjdę na pokład, dając się owiać chłodnemu, atlantyckiemu powietrzu? Nie wiem. Nierealne? Może.

To trochę tak, jakby odnaleźć coś, z utraty czego nie zdawało się nawet sprawy. Dotrzeć gdzieś, gdzie się nie szło, będąc z tego nieskończenie ucieszonym.

A tu...
... duchem.

Świecie mój, brakuje Ci czegoś. Chyba coś zgubiłeś przez lata pogoni...

piątek, 26 sierpnia 2011

Wild, Wild East

Dziś odpowiedź na pytanie - dlaczego chodząc po lubelskiej starówce, a zwłaszcza jej zapuszczonej, mieszkalno-kamienicznej części miewam przeczucie zbliżającej się katastrofy. Nie mówię już nawet o zdarzających się od czasu do czasu elementach lokalnej fauny...

Dresus Oriens

To dziwne, ale w tym mieście, a przynajmniej w niektórych jego partiach w powietrzu unosi się ciężka, nieprzyjazna atmosfera. Niby nikogo nie widać, ale przepastne, wycofane podwórza i ciasne zaułki huczą, straszą, wioną grozą... Całkiem jak pewna dama w fiolecie.

Duch lubelskich kamienic

To są wszystko niby moje małe uprzedzenia, choć częste strzelaniny, a nawet próby zamachów bombowych okraszają je pewną sporą dozą racjonalizmu. Niby mi się coś trochę ubzdurało, ale jednak coś w tym jest!

I naprawdę, choćbym nie wiem jak próbował zmienić swoje nastawienie, zawsze zdarzy się coś, co pozwala mi twierdzić, że Wschód to nie jest kraj dla starych ludzi...

Dowody? Choćby z dzisiaj - pewien 34-latek szukał miejsca do parkowania, w międzyczasie stał za nim bus, którego kierowca zaczął trąbić. Wtedy tamten zjechał na bok, puszczając niecierpliwca, który odwdzięczył się bliżej nieokreślonym, obscenicznym gestem.

Chwilę później obaj spotkali się na światłach. Kierujący osobówką postanowił ucywilizować niekulturalnego mężczyznę, krytykując jego zachowanie, na co tamten kłótnik, hultaj, paliwoda wysiadł i, wyposażony w maczetę, zaczął grozić, wywijać, a w końcu okładać samochód wóz 34-latka.

I co? Mówią czasem: pogłaszcz chama, a cię kopnie; kopnij chama, a cię pogłaszcze.
Ten nie pogłaskał.

Machete w akcji...


czwartek, 25 sierpnia 2011

Kobieta a Playboy

/Meldunek z linii frontu: Paczka idzie, idzie i dojść nie może. Przykra sprawa - jutro wyjeżdżam, ale mam nadzieję, że dojdzie choć w ciągu najbliższych dwóch tygodni... /


*******


"Lepiej kobietę oburzać niż nudzić."
                                    George Bernard Shaw


Cisza i spokój są ciekawe tylko do czasu, aż nie staną się nudne. Dobrze jest zrobić od czasu do czasu wokół siebie nieco hałasu. Z tym wszystkim trzeba, jasna sprawa, uważać, żeby wykrzesana iskierka nie upadła na zaschniętą ściółkę wyschniętego na wiór boru, stając się przyczyną globalnej katastrofy.

Tak, kobieta to straszny żywioł.

Dobrze wykrzesana iskra zamieszania

Źle wykrzesana iskra zamieszania. Bardzo źle.

Pomyślałem więc (o niemądry!), że mi trochę nudno i skorzystałem z nadarzającej się okazji, by nadać życiu rumieńców. Akurat na rodzinnym wyjeździe byłem w potrzebie, szwagier postawił, bo byłem bez portfela i już wieczorem mogłem powiedzieć:

- Kochanie, Tomek kupił mi Playboya!

I wtedy się zaczęło. ;)

Faza pierwsza - zaprzeczenie

"Co?"
"Jak to Ci kupił?!"
"Dlaczego, po co?!"
"PLAYBOYA?!"
"Żartujesz."

Faza druga - gniew

"Nie lubię Cię!"
"Nie wracaj!"
"Nie chce mi się z Tobą gadać..."

A ja? Dalej swoje - że no tak, po prostu, wyszło. Przecież to nic złego, nie? :)

Faza trzecia - negocjacje


"To nie czytaj go sam, dobra?"
"Poczytamy razem, jak wrócisz, ok?"

Pewnie, nie ma sprawy, poczytamy go razem!

Faza czwarta - depresja (w głowie)

"Nie podobam mu się..."
"Gdybym mu się podobała, nie kupowałby takich głupich gazet..."
"Ech..."

Faza piąta - akceptacja


"No niech tam, to chyba nic złego, co nie?"
"W sumie każdy facet czasem tak ma..."
"Trudno, jakoś to przeżyję."

EPILOG


Minęło kilka dni, wróciłem. Oczywiście mgła wojny opadła już z pola bitwy, a rzecz niemal poszła w niepamięć. I wtedy nadszedł czas zrealizować obietnicę - poczytajmy go razem.

Tylko ja się pytam - co tu czytać?



poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Sajmon i Puszka Pandory, akt II

Nie istnieje w przyrodzie akcja, której nie towarzyszy stosowna reakcja.


Był spokojny, czwartkowy poranek. Obywatel M. popijał herbatę, korzystając z kilku chwil nieintelektualnego relaksu, obserwując poranne ożywienie za oknem. Nic nowego - kilkanaście samochodów, wszędzie i zawsze spieszący się ludzie, zaganiani kurierzy, obładowani po samo niebo kolekcjonerzy metali kolorowych.

Samo życie - ot, rutyna. Chociaż... do czasu. W pewnym momencie zadzwonił telefon...

Drrrrryń!
Dalej było już niezłe zaskoczenie - to był Pan z centrali Biedronki "w sprawie robala". Popytał trochę o okoliczności dokonania odkrycia obcej formy życia, trochę poprzepraszał. Zapytał też czy może przekazać mój numer producentowi feralnej żurawinki. Zgodziłem się, a co.

Jeszcze dalej było tylko lepiej! Po paru godzinach zadzwoniła miła pani z firmy Atlanta. Znów krótkie śledztwo w sprawie niechcianego znaleziska, przeprosiny i w końcu... prośba o adres.

Skutek? Od paru dni oficjalnie czekam na paczkę przeprosinową z firmy Atlanta. :D
Mam tylko nadzieję, że tym razem obędzie się bez niespodzianek...

środa, 10 sierpnia 2011

Sajmon i Puszka Pandory


Piekielny ze mnie człowiek, ale to już chyba kiedyś mówiłem. :) Nie dalej jak parę dni temu, nie chcąc płacić 20 zł za odesłanie chińskiego szmelcu nasmarowałem na całą stronę reklamację, podpierając się paragrafami z Kodeksu Cywilnego (opiszę, pokażę, jak tylko będzie jakiś odzew), a dziś już pieniaczę się dalej.

Co się stało się? Genesis, cud narodzin, proszę Państwa! Z suszonej, biedronkowej żurawiny... wylęgło się coś. Prawie jak w "Obcym" z Sigourney Weaver.

Klasyka!
Coś, chcąc nie chcąc, nieco mnie wzburzyło. Nie mam co prawda nic do pokojowej koegzystencji na naszej planecie, kieruję się zasadą "żyj i daj żyć innym", ale jeśli coś wykluwa się z mojego jedzenia... No, wtedy to już lekka przesada. ;)

Puszka Pandory...


Co zrobić zatem - nie unosząc się strasznym gniewem, a jedynie nieprzyjemnym ukłuciem gdzieś nieopodal trzustki, trzasnąłem kilka fot, wlepiając biedronkowemu Biuru Obsługi Klienta takie oto pismo:

"Szanowni Państwo,

Sklepy sieci "Biedronka" w zasadzie od zawsze kojarzą mi się pozytywnie, jako miejsce połączenia racjonalnych cen i często atrakcyjnej oferty. Nic więc dziwnego, że na przestrzeni ostatnich paru lat Państwa sieć została jedną z moich ulubionych - a nie stałoby się tak, gdybym nie był usatysfakcjonowany poziomem "biedronkowej" oferty.

Niestety, jak mówią, nic nie trwa wiecznie. Kilka dni temu moja Mama zakupiła w Państwa markecie  pojemnik z suszoną żurawiną. Ku mojemu zdziwieniu, a następnie przerażeniu i obrzydzeniu przedwczoraj w pojemniku z owocami... wylągł się owad. Z początku wziąłem go za zaschnięty, podklejony do wieczka owoc. Co "najlepsze", to wrażenie rozwiał sam "bohater", rozpoczynając po chwili spacer wokół wieczka. W załączniku przesyłam kilka zdjęć.

Nie wiem, w czym leży problem - przechowywaniu, transporcie czy może stricte jakości dostarczanego do Państwa towaru. Wiem jednak, że po suszone owoce nie sięgnę przez bardzo długi czas, a Biedronka utraciła sporą dozę mojego, konsumenckiego zaufania.

Z wyrazami szacunku,
XXX"

Zobaczymy czy są tam ludzie, dla których liczy się honor. Tylko wyglądać listonosza. :)

A oto Pandora w pełnej krasie :)